Przed startem sezonu 2021/2022 wielu fanów mocno na niego liczyło. Pierwsze półrocze przy Konwiktorskiej, wiosnę minionego roku, zakończył jako najlepiej asystujący zawodnik Polonii. Cieszył nas swoją grą i wyszkoleniem technicznym. Jednak nie udało mu się przebić do podstawowego składu Czarnych Koszul wraz z przyjściem nowego trenera i nowych rozgrywek. W przerwie zimowej Marcinho, po zaledwie roku, zmienił klubowe barwy. Wiosną będzie reprezentował drugoligową Pogoń Siedlce. Jak sympatyczny Brazylijczyk wspomina swój pobyt w Warszawie? Zapytaliśmy o to samego zawodnika.
– W jakich okolicznościach przeszedłeś do Pogoni? Kto Ciebie zarekomendował i czy byłeś wcześniej obserwowany przez przedstawicieli tego zespołu?
– Mój transfer do klubu z Siedlec stał się tematem poważniejszych rozmów tuż po tym, jak wróciłem do Polski z urlopu świątecznego w Brazylii, na początku stycznia. Ostatecznie przeprowadził go menedżer Adam Krakowski. Nie wiem, czy oba kluby też coś między sobą uzgadniały. Może w Siedlcach był poszukiwany zawodnik na moją pozycję? Szczegóły zna pewnie agent.
– Jakie warunki tam zastałeś? Kiedy umawialiśmy się telefonicznie na rozmowę (w pierwszej połowie lutego, rozmowę przeprowadziliśmy 10 – przyp. red.), wspomniałeś, że właśnie odbierasz klucze do mieszkania...
– Tak, a przeprowadziłem się już na początku lutego. Warunki są tutaj dobre. To już drugoligowy klub.
– A więc obecnie występujący o poziom wyżej od Polonii. Ale Pogoń jest uwikłana w grę o utrzymanie...
– Tak, to prawda. le ja nie boję się takich wyzwań, lubię je. Zależało mi, żeby przez najbliższe pół roku, które zostało do końca sezonu, więcej grać. To nie udało się w Polonii.
– Za poprzedni sezon zbierałeś pochwały. Przede wszystkim asystowałeś, potrafiłeś wypracować rzuty karne dla zespołu, pożyteczny byłeś również przy stałych fragmentach gry, jako dośrodkowujący. Prezentowałeś dobry strzał z dystansu i niezłą technikę. Jak ogólnie podsumujesz swój pobyt w Polonii?
– Myślę, że to był bardzo dobrze spędzony czas. Przede wszystkim kibice i wszyscy pracownicy klubu bardzo dobrze mnie przyjęli. Odczuwałem to, cieszyłem się. Dobrze żyłem ze wszystkimi. Dziś powiem, że to był udany dla mnie rok i zebrałem w tym okresie cenne doświadczenie.
– Cieszę się, że zachowujesz pozytywne wspomnienia. Powiedz, jak trafiłeś z Brazylii do Polski? Do niedawna byłeś jedynym obcokrajowcem w Polonii. Mówisz już po polsku, a mieszkasz tu w sumie niedługo. Czy już wcześniej miałeś jakieś związki z naszym krajem, czy dopiero po przylocie tutaj, w połowie 2018 roku?
– To prawda, jestem tu już prawie cztery lata. Przyleciałem do Polski z menedżerem z Brazylii i trafiłem na Podhale. Grę rozpocząłem w KS Zakopane, który występował wówczas w A-klasie (do dziś pozostaje na tym poziomie – przyp. red.). Po roku, lub chyba nawet nieco ponad, straciłem jednak z nim kontakt. I wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem w Polsce naprawdę sam. Nie znałem tu nikogo. Uznałem wówczas, że albo zacznę się uczyć miejscowego języka, albo marzenia o grze w piłkę się skończą i trzeba będzie wracać do Brazylii.
– Jak Ci szła nauka? I czy klub, wspomniane Zakopane, choć trochę zaoferował Ci pomoc? A może sam czytałeś, oglądałeś telewizję i w ten sposób opanowywałeś język?
– Na początku pomocny był internet, używałem aplikacji do nauki. Zaczynałem rozumieć więcej i więcej, ale przez dłuższy czas nie umiałem jeszcze złożyć zdania. Pytałem więc kolegów, cały czas próbowałem rozmawiać. Podawali nazwy, uczyli, jak i co w danym momencie się określa. Tak to, dzień po dniu, pomału szło.
– Grę w Polsce zacząłeś, jak wspomniałeś, w górach – w Zakopanem i w Lubaniu. Z tym drugim zespołem Polonia zmierzyła niedawno siły w meczu kontrolnym. To były zespoły niższych lig...
– Tak. KS Zakopane to była A-klasa.
– Opłaca się wyjechać z Brazylii, żeby występować na amatorskim poziomie piłkarskim w Polsce?
– Przed wylotem z kraju nie wiedziałem nic o piłce nożnej w Polsce. Nie myślałem o poziomie Ekstraklasy czy pierwszej ligi. Ale też nie sądziłem, że zacznę swoją grę tutaj tak nisko. Tak się jednak stało. Po prostu kończył mi się termin ważności wizy. I musiałem znaleźć jak najszybciej jakieś wyjście z sytuacji, żeby móc tutaj zostać. W Zakopanem grał wówczas wspomniany menedżer z Brazylii. Zdradzę nazwisko – to Hernâni (znany z występów w Ekstraklasie, m.in. w Koronie Kielce i Pogoni Szczecin, w latach, w których i Polonia była na najwyższym szczeblu ligowym – przyp. red.). Znaleźliśmy się zatem razem w A-klasie – on już po zakończeniu gry na zawodowym poziomie, ja z kolei dopiero chciałem zacząć. Po rundzie jesiennej 2018 trafiłem do Popradu Rytro (wtedy był to zespół „okręgówki” – przyp. red.). A następnie do drużyny czwartej ligi – Lubania Maniowy.
– Wszystkie te ekipy to uczestnicy jeszcze niższego szczebla zawodów, niż ten, na którym znajduje się obecnie Polonia. Dało się tam zarobić tak, żeby godnie żyć? Czy też musiałeś w górach zająć się czymś dorywczo?
– Powiem Ci, że nie. Nie da się przeżyć na tym najniższym poziomie, w A-klasie. Nie dostajesz tam choćby miesięcznej wypłaty. Owszem, płacą ci coś za rozegrany mecz, albo nawet premię za zwycięstwo. Ale tak naprawdę to wszystko zbyt mało. W Zakopanem klub zapewnił mi wspólne mieszkanie z innym zawodnikiem, wspomnianym Hernânim. Ale już wyżywienie musiałem opłacić pieniędzmi, które dostawałem za grę. Tak żyłem przez sześć miesięcy. Innych kosztów na szczęście nie miałem. Nie myślałem też jednak o tym, by wygodnie żyć. Chciałem po prostu jak najlepiej grać w piłkę, licząc na to, że trafię gdzieś wyżej.
– I zdołałeś się wybić na tyle, by znaleźć się chociaż w czwartej lidze, w Lubaniu. W ostatnim czasie, w Polonii, a teraz już w Pogoni Siedlce, mogłeś i możesz liczyć już na zawodowy kontrakt.
– Od początku mojego pobytu w Lubaniu żyje mi się coraz lepiej. Chociaż nawet wcześniej, w Popradzie, z którym awansowaliśmy z ligi okręgowej do czwartej, też miałem zapewnione fajne warunki. I nawet dobrze wspominam ten czas. Poznałem tam dużo ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj.
– Cieszymy się zatem, że po trudnych początkach, mimo że nie będziesz już dla nas grał, pozostajesz na zawodowym kontrakcie. Planujesz zostać w Polsce dłużej?
– Za dużo nie planuję. Umowę z Pogonią podpisałem na półtora roku. Czuję się tu dobrze. Życie w Polsce wydaje mi się lepsze niż w Brazylii.
– A jakie różnice dostrzegasz między oboma krajami? Polakom Brazylia kojarzy się przede wszystkim ze słońcem, z zabawą, karnawałem w Rio... A może przede wszystkim – z futbolem. Stamtąd pochodzą najlepsi piłkarze świata – tak się mówi. Dlaczego u nas jest Ci lepiej?
– Brazylia jest rzeczywiście ciepłym krajem. Pogoda jest tam bardzo przyjemna. Wszystko to, co Wy o niej wiecie, się zgadza. Ale nie znacie drugiej strony. Jest tam za mało pracy i za mało płacą. Nasza waluta nie ma wartości. W Brazylii jest zbyt wiele biednych ludzi. Są też zbyt duże dysproporcje między nimi a bogatymi. Nie ma tam klasy średniej społeczeństwa. I z tego powodu jest naprawdę niebezpiecznie. Żyjesz w stresie, że na przykład okradną cię na ulicy. Jest tam też duża korupcja wśród polityków. Polityka jest naprawdę dramatyczna w Brazylii. Wszystko to, co się wokół niej dzieje, jest dla mnie zwyczajnie śmieszne.
– Czy mógłbyś opowiedzieć o swoich piłkarskich początkach w Brazylii? Czy miałeś jakąś szansę, żeby się przebić gdzieś wyżej w swojej ojczyźnie, z rozgrywek juniorskich?
– Grę zacząłem w wieku pięciu lat, uczestnicząc w zawodach futsalu. I do piętnastego roku życia uprawiałem tę halową odmianę piłki nożnej. Dopiero po przekroczeniu tego wieku zacząłem grać na dużym boisku. W Brazylii jest to popularna ścieżka rozwoju – najpierw uczysz się grać w futsal. Jestem pewien, że to dlatego w Brazylii jest tak dużo technicznych zawodników. Często korzystają z dryblingu, bo po prostu od małego uczą się grać na małej przestrzeni, kiedy tempo jest dużo szybsze i mają niedużo czasu na trzymanie piłki i decyzję, co z nią dalej zrobić. Wydaje mi się, że dzięki temu jest nam potem łatwiej na dużym boisku. Stąd Brazylijczycy są tak popularni. Odkąd zacząłem grać na murawie, byłem w kilku akademiach i to nawet dość daleko od mojego rodzinnego domu. Swój pierwszy kontrakt podpisałem, jak miałem 18 lat (klub Porto União – przyp. red.) i był to zespół ligi stanowej, regionalnej. Spędziłem na tym poziomie prawie trzy lata, już jako profesjonalny piłkarz. W Brazylii jest duża konkurencja. Ciężko się tam przebić, ciężko jest się wyróżniać. A z drugiej strony – niedobrze płacą. Tym bardziej w takich ligach stanowych, w których są małe kluby i nie tak popularne jak w ekstraklasie brazylijskiej, choćby Flamengo.
– I to w takich okolicznościach poznałeś Hernâniego? I postanowiłeś spróbować swoich sił w Polsce?
– Hernâni pochodzi z tej samej aglomeracji, co ja – z Florianópolis (to dość duże, półmilionowe miasto, najważniejsze w stanie Santa Catarina, znajduje się na południu Brazylii – w połowie drogi między Porto, gdzie Marcinho grał, a bardziej znaną Kurytybą – przyp. red.). Obaj mieliśmy i nadal mamy dużo wspólnych znajomych. Dzięki nim się poznaliśmy. Wkrótce dostałem od niego zaproszenie, żeby spróbować sił w Polsce – właśnie w KS Zakopane.
– Wiesz, kto był poprzednim Brazylijczykiem w Polonii, przed Tobą?
– Jak on miał na imię...? To był ten zawodnik, który potem grał w Los Angeles...
– Tak! Marcelo Sarvas, masz dobre rozeznanie! Z LA Galaxy wywalczył mistrzostwo USA. Ale wcześniej był u nas, w Polonii. Krótko, blisko dekadę temu. Za to na poziomie Ekstraklasy. Zapytam jeszcze, na kogo oddałbyś swój głos w plebiscycie na najlepszego piłkarza na świecie? Na „Lewego” czy na Neymara (uśmiech)?
– Oj, ciężko mi od razu odpowiedzieć na to pytanie. Ja naprawdę bardzo lubię Neymara. Nie dlatego, że on jest z Brazylii, ale dlatego, że on spotyka się z dużą presją w naszym kraju. On ma talent do gry w piłkę. Każdy o tym wie. I musi to zawsze pokazać – w reprezentacji czy w klubie. Naprawdę ma u nas ciężko. Jednak w poprzednim sezonie Lewandowski był naprawdę najlepszy. Strzelił dużo goli, wyróżniał się. Ja oddałbym głos na Roberta. Ale pamiętam o wysiłkach Neymara.
– Ostatnie pytanie. Co chciałbyś powiedzieć kibicom Polonii na pożegnanie?
– Dziękuję im za to, że mnie tu witali i wspierali. Zawsze słyszałem od nich miłe słowa. Bardzo mnie to cieszyło, zwłaszcza, że spotykałem ich oraz pozytywne reakcje, także przypadkiem, na ulicy. Jeszcze raz – dziękuję im. Polonii życzę wszystkiego, co najlepsze. A przede wszystkim tego, by już w tym sezonie awansowała do drugiej ligi. Może zobaczymy się jeszcze na trybunach, a na pewno na boisku („Marci” nieco ponad tydzień po naszej rozmowie strzelił Polonii gola w meczu kontrolnym z jego obecnym zespołem z Siedlec – przyp. red.).
Rozmawiał Paweł Stanisławski
fot. kspolonia.pl