Panie trenerze poprzedni numer magazynu zamykaliśmy po minimalnej porażce w Centralnej Lidze Juniorów w Urszulinie (3:4 z Legią – przyp. red.). Radości z wyniku po meczu oczywiście nie było, ale zespół pokazał się z dobrej strony. Można było się pokusić o coś więcej niż minimalna porażka?
Z jednej strony można powiedzieć, że to nieszczęśliwy wynik, bo przegraliśmy po dwóch rzutach karnych. Zresztą były to karne dość kontrowersyjne. Po meczu omawialiśmy je z sędzią głównym spotkania, mając nagrania wideo, ale z drugiej strony trzeba powiedzieć, że popełniliśmy zbyt dużo błędów w obronie w tym meczu żeby wygrać i skończyło się, jak się skończyło. Udało się nam strzelić 3 bramki, ale liczba tych błędów, które popełniliśmy, była zbyt wielka, żeby coś więcej tam ugrać. Tutaj trzeba powiedzieć prawdę, że w tym meczu przeciwnik był lepszy o to, że wykorzystywał te nasze błędy, a myśmy za dużo razy je popełniali, żeby tam coś więcej ugrać.
Jak strzeliliśmy bramkę kontaktową pod koniec meczu
(w 87. min. na 3:4 – przyp. red.), to trochę ich „postraszyliśmy”… – Być może tak. Natomiast my w końcówce spotkania po zmianach też nie za bardzo mieliśmy „siłę ognia” taką, żeby realnie im zagrozić. Bardziej to było chciejstwem, jakąś jeszcze taką próbą rozpaczliwą na zdobycie bramki wyrównującej.
Ale tak jak powiedziałem, przede wszystkim w pierwszej fazie meczu, gdy prowadziliśmy 1:0 i graliśmy dobrze, pozwoliliśmy sobie na trzy proste straty na połowie przeciwnika i kontry, które zmieniły wynik na 3:1 dla Legii i potem już było ciężko ten wynik dogonić. To była faza, która zadecydowała o wyniku meczu.
Za to w kolejnym meczu na „Saharze” z Pogonią Szczecin, pomimo czerwonej kartki w 7. minucie (Grzelczaka – przyp. red.), to na boisku bardzo długo wyglądało tak, jakbyśmy to my grali w przewadze. Dobra gra, ładne gole i kibice na trybunach mówili, że wrócił styl i skuteczność z poprzedniego sezonu.
Tak, fajny mecz nam wyszedł. Trzeba powiedzieć, że to jest już inna drużyna niż w zeszłym sezonie. Tak naprawdę połowy tych zawodników nie ma. Staramy się grać w taki sam sposób, tylko nie zawsze jeszcze się to udaje. Ten mecz rzeczywiście był bardzo udany, my go przede wszystkim bardzo mocno „wybiegaliśmy”. Bo chociaż graliśmy bez jednego zawodnika, było nas wszędzie pełno, i w ataku, i w obronie. To przede wszystkim pozwoliło nam zdominować Pogoń. Jak do tej pory był to nasz najlepszy mecz.
Pod koniec była taka chwila w tym meczu, że napraw-dę wydawało się, że opadamy z sił. Wtedy strzeliliśmy bramkę (trochę przypadkową, bo bramkarz miał spory w tym udział) i to już było po meczu praktycznie.
Wszystkie bramki moim zdaniem były ładne w tym meczu. Były wypracowane z akcji, może powiedzmy jedna po stałym fragmencie gry – po aucie, ale też bardzo ładna. W tym meczu był może taki krótki moment, że Pogoń gdzieś miała szansę, ale generalnie przez dużo większą część tego meczu byliśmy zespołem na pewno dużo lepszym.
W Legnicy graliśmy z ostatnią drużyną w tabeli i teoretycznie miało to być łatwiejsze spotkanie. W praktyce dobrze, że zdobyliśmy już na początku dwie bramki, bo skończyło się skromnym zwycięstwem jedną bramką (3:2). Ciężki mecz był?
To jest tak: jedzie się na drugi koniec Polski, trafia się pogoda, jaka się trafia, bo pada deszcz i wieje wiatr. Gramy na boisku, na jakim na co dzień nie trenujemy – trawiastym, grząskim, nierównym. Ciężko mówić o grze w piłkę w takich warunkach. Szczególnie dla zawodników, którzy na co dzień trenują na sztucznej nawierzchni...
Przeciwnik gra dość bezpośrednio obok, długą piłką cały czas, jeszcze będąc z wiatrem i mając cały czas trzech szybkich ludzi z przodu... Szczerze powiedziawszy, mecz był trudny.
Było dużo takiej gry bezpośredniej, ciężko było piłkę rozgrywać od tyłu, bo boisko nie pozwalało. Dla odmiany przeciwnik każdą piłkę, którą dostał, grał za plecy, mając bardzo szybkich zawodników w przodzie. Trzeba też powiedzieć, że takie zespoły jak właśnie między innymi Miedź Legnica, ale jest więcej takich w lidze, które mają zespół w Ekstraklasie i drugi zespół na poziomie II-III ligi, swoje mecze w Centralnej Lidze Juniorów ustawiają jako ostatnie. Dzięki temu mogą korzystać wtedy z zawodników, którzy na co dzień grają w seniorach. I tak się teraz złożyło. Dwóch napastników, którzy strzelili nam akurat bramki w tym meczu, to byli zawodnicy, którzy na co dzień grają w III lidze, a jeden z nich trenuje z pierwszym zespołem. Oni nie grają we wszystkich meczach Miedzi Legnica, akurat w tym meczu grali. Było 3-4 chłopaków, którzy „zeszli” z seniorów i ten zespół też zupełnie inaczej wtedy wygląda. Nie było takiej sytuacji, że myśmy się tam męczyli. Byliśmy cały czas z przodu, był moment na 3:1. Potem bramka na 3:2, ale też mieliśmy swoje sytuacje, aby to wcześniej „zamknąć”. Myślę, że zasłużenie wygraliśmy. Tylko mecz był brzydki, niefajny, ale zwycięstwo zasłużone.
Nie zawsze można ładne mecze rozgrywać jak widać. Ta-kie też trzeba po prostu wygrywać.
Dokładnie.
Dzisiaj (24 września – przyp. red.) w meczu derbowym z Escolą remis 1:1. Można powiedzieć, że straciliśmy dwa punkty, czy zdobyliśmy jeden?
Zdecydowanie straciliśmy dwa punkty. Nie zaczęliśmy najlepiej, przez pierwsze 20 minut Escola stworzyła sobie dwie sytuacje, jednak ich nie wykorzystała. My strzeliliśmy bramkę po „stałym fragmencie”, przejęliśmy w tym momencie inicjatywę i byliśmy zespołem lepszym. Mogliśmy strzelić kolejną bramkę – niewykorzystana bardzo dobra sytuacja z rzutu rożnego – po czym niezrozumiała sytuacja, która jakby ustawiła cały mecz. Sędzia podyktował karnego w sytuacji, gdzie „nie miał prawa” tego zrobić. Ewidentny błąd sędziowski, ponieważ w polu karnym piłkę pierwszy wybił nasz zawodnik, przeciwnik jest spóźniony, wpada w naszego i sędzia dyktuje rzut karny. Niestety przykro to powiedzieć, rzadko komentuję decyzje sędziowskie, ale ta miała wpływ na wynik meczu i zdecydowała o jego wyniku. To była pierwsza sytuacja, druga miała miejsce w drugiej połowie, gdy my byliśmy co najmniej przez pierwsze 30 minut zespołem dużo lepszym. Tworzyliśmy sytuacje, strzeliliśmy bramkę znów nie wiadomo czemu nieuznaną.
Tym razem sędzia boczny zrobił kuriozalny błąd. Nie można podyktować spalonego, jeżeli piłka jest grana wzdłuż linii, a nawet do tyłu i zawodnik na nią nabiega. Nie ma możliwości, żeby był spalony. Sędzia machnął. No cóż, po pierwsze karny, którego nie powinno być, po drugie bramka prawidłowo zdobyta nieuznana. Ogólnie rzecz biorąc, poza pierwszymi 20 minutami, byliśmy lepsi od przeciwnika. Dlatego uważam, że dla mnie to są zdecydowanie stracone punkty w takich okolicznościach dość… niesprawiedliwych.
Ciężko jest coś zarzucić zawodnikom, bo graliśmy dobre zawody, mając problemy kadrowe. Dzisiaj byliśmy akurat dość mocno wykartkowani, ale jakoś to udało się uzupełnić zawodnikami, którzy do tej pory mniej grali. Trzeba też ich pochwalić za ten mecz, że podołali wyzwaniu gry w CLJ.
Jeżeli chodzi o najwyższy poziom rozgrywek juniorskich, to jednak dobór sędziów powinien być chyba bardziej przemyślany i powinni być wyznaczani bardziej doświadczeni sędziowie?
Nie chcę narzekać, do tej pory nie narzekałem na sędziowanie. Na Legii nawet mimo tych dwóch karnych, też nie miałem pretensji do sędziego.
Nie ma VAR-u na tym poziomie, pewne sytuacje są kontrowersyjne… Z tym, że tam (na boisku Legii) zachowanie sędziego też było zupełnie inne. I tam był sędzia ekstraklasowy, te decyzje jego były przemyślane, on się zastanawiał i nie mówił po meczu, że tak musi być. Rzeczywiście można było to ocenić na dwie strony, ale bez VAR-u nie mogę mieć pretensji. Natomiast dzisiaj, sędziowie boczny i główny byli bardzo blisko ustawieni przy tej sytuacji z rzutem karnym, my też byliśmy blisko, bo działo się to przy naszej ławce rezerwowych – nie można było się pomylić.
W ten weekend nie grała Ekstraklasa i I liga, sędziów dostępnych ze szczebla centralnego było dużo – a przyjechał sędzia młody. Miał swego obserwatora, dużo wniosków z tego wyciągnął – po meczu siedzieli ponad godzinę, dyskutowali i omawiali. Szkoda tylko, że nauka i błędy przypadły na nasz mecz. My walczymy 90 minut, chłopcy biegają, zostawiają swoje zdrowie, a jedna, dwie decyzje decydują o wyniku meczu. Jest takie powiedzenie z innej dyscypliny sportu: „wygrana decyzją sędziów”.
Jednak dwa punkty stracone, szkoda. Może odrobimy to w następnych spotkaniach...
Może... Gdzieś zabrało, gdzieś odda. Daj Boże.
Bezpośrednio po tym meczu grali seniorzy MKS-u, druży-na złożona praktycznie również z naszych juniorów. Udało się wzmocnić skład rezerwowymi z CLJ-ki?
Kłopoty kadrowe CLJ-ki były szczęściem drużyny seniorów. Jeżeli ktoś pauzuje za kartki w jednej lidze, może grać w drugiej. Mocno wzmocniliśmy zespół seniorów i oni zagrali dzisiaj w bardzo dobrym składzie. Prawie w takim, w jakim moglibyśmy wyjść w rozgrywkach CLJ. Nie jest tajemnicą, że zespół seniorów trenuje razem z juniorami. Jest to jedna grupa treningowa, która dzieli się na ostatni trening w tygodniu na dwie grupy meczowe. W zasadzie jest to jeden zespół. Ta współpraca wygląda bardzo fajnie i myślę, że te wyniki w zespole seniorów będą coraz lepsze. Chłopcy głównie z rocznika 2005, plus zawodnicy nowi, którzy do nas przyszli, kilku z rocznika 2004 – którzy w zeszłym sezonie próbowali wchodzić do drużyny seniorów – to jest bardzo młody zespół. Najstarszy zawodnik jest z rocznika 2004, starszego tam nie ma – okazjonalnie zespół wspiera tylko czasami trener z Akademii Konrad Izdebski. Bramkarze również są młodzi, myślę, że ten zespół będzie „rósł”.
Dzisiaj (mecz z rezerwami Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, wygrany przez MKS 6:3 – przyp. red.) wystąpili w bardzo dobrym składzie. Dwa gole strzelił Antek Grzelczak, zawodnik grający w CLJ, pauzujący za kartki (konkretnie za czerwoną z meczu CLJ z Pogonią – przyp. red.). Także dwa strzelił Kacper Sankiewicz, który na co dzień również gra w CLJ, a w tym tygodniu był chory i postanowiliśmy, że pójdzie do seniorów pograć. Po jednym golu strzelili Kuba Domański, też nasz zawodnik, który wraca po kontuzji, podstawowy w zeszłym roku i Mateusz Majbański, który dzisiaj pauzował za kartki i nie zagrał w CLJ-ce. Do tej pory grał we wszystkich meczach, najczęściej w pełnym wymiarze czasowym. Można powiedzieć, że „nieszczęście” CLJ-ki było dzisiaj „szczęściem” drużyny seniorów, bo mogliśmy wystawić w meczu seniorów bardzo ciekawy zespół.
Przez pierwsze pół godziny spotkania drużyna totalnie zdominowała przeciwnika, potem chłopcy trochę się pogubili w obronie, ale dalej byli groźni w ataku i strzelali do końca. Mecz się zakończył dość wyraźnym zwycięstwem. Mecz dobry do oglądania. Trochę błędów w obronie, które trzeba będzie omówić, natomiast jeżeli chodzi o atak graliśmy bardzo dobrze.
Cieszą te ostatnie, dwa zwycięstwa seniorów, bo w poprzednim meczu w Łomiankach uzyskali też bardzo dobry rezultat (5:2). Może chłopcy uczą się już tej seniorskiej piłki?
Na pewno. Ja twierdzę, że zespół będzie dużo lepszy na wiosnę niż na jesieni. Bo po pierwsze ci chłopcy – taka jest prawidłowość wynikająca z rozwoju biologicznego – jeszcze rosną, dojrzewają i będą coraz lepsi. W związku z tym taki młody zawodnik, który rzetelnie trenuje, robi postępy. Będą doganiali i myślę, że przeganiali ten poziom okręgówki seniorskiej. Jestem przekonany, że zespół ten w miarę trwającego sezonu będzie grał tylko lepiej i jeszcze wiele zwycięstw będzie na jego koncie. Spokojnie się utrzyma w tej lidze, a jest szansa, że powalczy może o coś więcej.
Przejdźmy może do tej „większej piłki”. Na pewno śledzi Pan występy Bartka Biedrzyckiego. Sześć występów w II lidze, cztery razy w pierwszej jedenastce. Można powiedzieć, że wykorzystał już swoją szansę, czy jeszcze trochę za wcześnie, żeby tak kategorycznie stwierdzić?
Ja się oczywiście bardzo cieszę, ale nie chcę tutaj „pełnić” roli trenera pierwszego zespołu. Myślę, że to on wie najlepiej, kto powinien grać, kiedy i ile. Ja cały czas wierzyłem w Bartka. Namawiałem go do tego, żeby spróbował gry seniorskiej właśnie na poziomie II-ligowym, że to jest dla niego na tę chwilę odpowiedni poziom do przejścia w wiek seniora. Zapewniałem trenerów, że to jest zawodnik gotowy do gry i cieszę się, że to się potwierdziło. To też pokazuje, że nie ma aż tak wielkiej różnicy, jak to niektórzy chcą mówić, że ta cała CLJ-ka, to tylko juniorzy. Że nie można przejść z dnia na dzień do zespołu seniorów, tylko że musi być spełniony warunek – zawodnik jest gotowy. Wiadomo, nie wszyscy zawodnicy z CLJ są gotowi.
W zeszłym roku dwóch takich gotowych zawodników – co najmniej dwóch – mieliśmy. To byli Biedrzycki i Gajgier, który trafił do Radomiaka. Może trochę przesadził z wyborem Ekstraklasy, bo może to były „za wysokie progi”. Myślałem i też go namawiałem, żeby spróbował II ligi, bo moim zdaniem podobnie jak Bartek Biedrzycki by sobie doskonale poradził... Cieszę się, że Bartek gra. Bartek był zawodnikiem rok temu bardzo ofensywnym, nakręconym na grę „do przodu”, z dużą liczbą fajnych rajdów, dośrodkowań, co dzisiaj pokazuje w pierwszych występach również na poziomie seniorskim. Niczego nie stracił. To, nad czym na pewno musi pracować, to jest gra w obronie, pewne zachowania w grze 1x1, odpowiedzialność za piłkę, za zagrania swoje, za przeciwnika w swoim sektorze. Pewnie tych rzeczy jest dużo, ale są trenerzy w pierwszym zespole Polonii i będą pewnie tego wszystkiego od niego wymagać. Ja – jeszcze raz powtórzę, tylko się cieszę, że gra, że sobie radzi. Myślę, że może grać już tylko lepiej, na to liczę!
Wszyscy na to liczymy. W tym sezonie do pierwszej drużyny doszedł Bartek. Rok wcześniej Krzysiek Koton, dwa lata temu Eryk Mikołajewski. I mam pytanie: to jest wynik na miarę naszej Akademii, czy jednak mogłoby być lepiej, jeśli chodzi o naszych wychowanków?
Pewnie z mojego punktu widzenia mogło być lepiej, bo jak po-wiedziałem chociażby Olek Gajgier, który – gdyby życie potoczyłoby się inaczej – mógł zostać w Polonii. Spokojnie mógłby grać. We wcześniejszych latach chociażby Jakub Szymański, który dzisiaj w Górniku gdzieś tam zalicza minuty (łącznie, w zeszłym i obecnym sezonie zanotował 13 występów na poziomie Ekstraklasy – przyp. red.) i Jakub Kotko, który gra w Zabrzu, w drugim zespole, też spokojnie mogliby przez seniorski zespół Polonii przechodzić. Myślę, że w każdym roczniku znajdzie się 2-3 chłopców, którzy spokojnie mogą z roku na rok w taki zespół wchodzić i powiem więcej, z tego zespołu wychodzić do wyższej ligi.
Z mojego punktu widzenia, pewnie można by odważniej. Natomiast ja nie odpowiadam za wyniki i nie ja podejmuję decyzje. Trenerzy doskonale sobie zdają sprawę o co grają, jaki jest poziom zawodników i oni dokonują wyborów, bo ich jest odpowiedzialność za te wyniki.
Ja wpuściłbym więcej młodych zawodników do gry.
Nasuwa się pytanie o przepis o grze młodzieżowców. Przynosi zakładane efekty, czy jednak młodzi powinni grać, bo są lepsi od starszych kolegów? Czy gdyby tego przepisu nie było, to dostawaliby szansę?
Znowu z mojego punktu widzenia, nie jest do końca tak, że są słabsi. Powtórzę, oni będą tylko lepsi, jeżeli dostaną swoje szanse i dla mnie przepis o młodzieżowcu zmusił niektórych do korzystania z młodych, na co nie mieliby wcześniej odwagi. Jak widać, w kilku przypadkach, korzystanie z tych młodych zawodników bardzo się opłaca. Nie będę mówił już o zawodnikach Lecha, bo tam pewne rzeczy są robione systemowo. Chociażby taki Mateusz Praszelik, który odszedł z Legii, gdzie nie mógł się przebić, bo nie było odwagi, by na niego postawić. Przeszedł do Śląska, postawiono na niego, nagle się okazało, że był wiodącym zawodnikiem w lidze (obecnie występuje w Hellas Verona – przyp. red.). Już nie mówię o bramkarzach, chociażby o naszym Filipie Majchrowiczu – w cudzysłowie naszym, bo grał u nas przez półtora roku – który nie mógł się przebić w Cracovii przez ładnych parę lat, nagle dostał w końcu szansę z przypadku, bo inny bramkarz w ostatnim momencie doznał kontuzji. Okazało się, że został praktycznie najlepszym bramkarzem ligi (Ekstraklasy, w ubiegłym sezonie w barwach Radomiaka – przyp. red.).
Czyli jest możliwość, żeby tych młodzieżowców grało więcej i radzili sobie dobrze... tylko trzeba do tego trochę odwagi trenerskiej. Niestety polska rzeczywistość z drugiej strony jest taka – nie wygrasz 2-3 meczów, to cię zwalniają. To jak tu postawić na młodego?
Bartek Biedrzycki przecież tak naprawdę „skorzystał”, bo Krzysiek Koton doznał urazu, a na boisku w II lidze musi występować dwóch młodzieżowców i debiut miał bardzo dobry.
Też mi się tak wydaje. To tylko potwierdza tezę, o której mówię. Ci chłopcy naprawdę się nadają. To nie jest tak, że jest przepaść w każdym przypadku. Są chłopcy, którzy się nadają i są tacy, co się nie nadają. To jest kwestia, żeby wybierać tych, co dadzą radę i dawać im szansę, bo po prostu warto. Oni swoją grą „oddadzą”, zrobią postępy i będzie to z korzyścią dla wszystkich.
Mogę podać przykład Ursusa, gdzie mieszkam i nadal pracuję w szkole. Byłem z tym klubem przez wiele lat związany i dobrze znam środowisko. W ostatnich latach były tam dobre zdolne roczniki juniorskie – od 2002 do 2004. Teraz diametralnie zmieniono zespół na dużo młodszy. Wprowadzono chłopców z tych grup do zespołu seniorów. W III lidze wyniki są mniej więcej takie jak były, niespecjalnie się zmieniły. Natomiast gra jest ciekawsza, dużo ludzi przychodzi na trybuny, bo jak grają „swoi”, to każdy chce to oglądać i wygląda na to, że wszystko pójdzie w dobrą stronę.
Wcześniejsze przykłady są też dobrze znane. Awanse do II ligi zespołów Akademii klubów Ekstraklasy, czyli drugich zespołów Lubina, Śląska, Lecha... Cracovia II jest zawsze o krok od awansu. Myślę, że to też jest przykład, że warto stawiać na młodych chłopców w dużej liczbie, bo w drugich zespołach grają – powyżej połowy składu – młodzieżowcy. Można ich ogrywać i dochodzić do poziomu centralnego. Będę zawsze za tym, żeby dawać młodym szansę, bo warto.
Szczególnie, gdy można oprzeć się na własnych wycho-wankach. Myślę, że w naszej drużynie juniorów też jest kilku, którzy mają w przyszłości szansę... Ale przyjdzie jeszcze czas, żeby o tym porozmawiać...
Dajmy im spokojnie potrenować, a ja każdego, kto będzie przy-gotowany do grania w seniorach szczebla centralnego, będę polecał trenerom pierwszego zespołu.
Tylko może trzeba zawczasu ich przestrzegać, że jak już zdecydują się na grę w Białymstoku, Urszulinie, Kielcach, Krakowie czy w Radomiu, to będzie im dużo trudniej się przebić w obcym środowisku. Nie będzie już ludzi, którzy zawsze na nich stawiali.
Tak, mówi pan o transferach w tym roku, też nie wszystkie po-pierałem. Jedne były słuszne, inne nie. Chłopcy jak grali, to wszyscy mnie słuchali. Przy transferach już nie zawsze tak było. Radziłem tylko dla ich dobra i chyba te moje rady były trafne. Ci, co mieli grać grają, ci, co nie mieli – nie grają... I tak to wyszło.
Oby to była przestroga dla przyszłych roczników. Szkoda tych chłopców, że gdzieś później „giną”.
Miejmy nadzieję, że nie „zginęli”, że to są tylko przejściowe pro-blemy. Wchodzisz w nowe środowisko – musisz sobie z tym poradzić. Z drugiej strony wyższa konkurencja. Jeśli ktoś jest dobry, ma dobry charakter i głowę, to będzie się próbował przebić. A umiejętności tym chłopcom, tym którzy odeszli – a byli to wiodący zawodnicy – nie zabraknie.
Trzymamy za nich kciuki.
Jestem dobrej myśli i sądzę, że nawet pomimo przejściowych problemów, zarówno oni, jak i ludzie, którzy im doradzają, potrafią poprowadzić te kariery. Bo ważne jest też to, kto takiemu młodemu człowiekowi doradza. To jest coś, o czym nie możemy zapominać, mówiąc o tych młodych zawodnikach. Nie zawsze my, trenerzy, nawet i nie działacze klubowi mamy wpływ na to, co ostatecznie zrobią. Z całego serca odradzaliśmy niektóre z tych decyzji, ale byli ludzie, którzy decydowali czy doradzali bezpośrednio tym chłopcom i przez nich podjęli takie decyzje, a nie inne.
Wiadomo, że menedżerowie potrafią namówić do zmian...
Menedżerowie, ale czasami też rodzice...
Dla rodziców liczy się, żeby klub był z Ekstraklasy.
Ważny jest dla nich pierwszy kontrakt, dla mnie nie do końca. Ważny jest ten następny i perspektywy następnego.
Żeby ci co zostali w Polonii, potwierdzili, że lepiej harmo-nijnie się rozwijać.
Jeśli pierwszy zespół Polonii będzie nadal tak dobrze grał, to za chwilę może będzie w I lidze. Wtedy tu już naprawdę będzie możliwość pokazania się na wysokim szczeblu.
Oby! Trzymamy kciuki za seniorów i oczywiście za junio-rów. Dziękuję bardzo za rozmowę.
Piotr Kowalski