Pod koniec ubiegłego roku został, w internetowym głosowaniu fanów, uznany za najlepszego piłkarza Polonii. Przejął opaskę kapitańską (po Grzegorzu Wojdydze), a wraz z nią większy ciężar odpowiedzialności. Jak zwykle, często trafiał do siatki. Zapewnił nam kilka ważnych zwycięstw. Ale też pudłował. Brakowało nam również z jego większej liczby asyst oraz słynnych „petard” z dystansu – słowem tego, co do dziś potrafi robić. Łukasz Piątek to wciąż zdecydowanie najlepszy zawodnik na poziomie trzeciej ligi – może nawet wszystkich jej czterech grup. Nie powinien się w niej marnować zbyt długo. Trafił do nas z sentymentu do Klubu, którego jest wychowankiem i który ma głęboko w sercu, ale powinien występować wyżej. Wciąż bardzo chcielibyśmy zobaczyć „Pionę” w barwach Czarnych Koszul w Ekstraklasie. Nawet jeśli musiałby przekroczyć czterdziestkę, żeby tak się stało.
– Przygotowania do rundy wiosennej mają się ku końcowi. Są one o tyle istotne, że zimą piłkarze pracują przede wszystkim nad motoryką, a efekty tej pracy mają im starczyć na długo – możliwie do końca roku kalendarzowego. Czy dla Ciebie to owocnie przepracowany czas?
– Na pewno. Zimowe przygotowania zawsze są cięższe, intensywniejsze. Bo przez ten czas trzeba wypracować taką formę fizyczną, by starczyła na cały rok. Wiadomo, latem lepiej pracuje się już z piłką przy nodze, bo boiska bardziej nadają się do gry. Zimą jest do nich ograniczony dostęp, więc więcej czasu poświęca się ćwiczeniom siłowym. Od początku roku nasza drużyna bardzo ciężko trenuje. Mamy nadzieję, że przyniesie to zamierzony efekt na ligowych boiskach.
– Ciekawym rozwiązaniem, stosowanym w ostatnich tygodniach przez trenerów, są mecze kontrolne rozgrywane w szerszym wymiarze czasowym – dwa razy po 60 minut. Ostatnio zagraliście nawet dwa razy po 45 plus 30 minut „dogrywki”. Czy to jest związane także z tym, by sprawdzić, jak prezentujecie się kondycyjnie po obozie w Nowym Targu?
– Przede wszystkim chodzi o to, żeby każdy zawodnik „łapał” jak najwięcej minut gry. Na szczęście drużyny przeciwne zgadzały się na takie wydłużone „sprawdziany”. Zbliżamy się do wznowienia ligi i wszystkim nam zależy, by być gotowym, gdy przyjdzie czas poważnych zmagań. Dobrze zatem, że graliśmy więcej.
– Czy jesteś zadowolony z szybkości i tempa gry Twojej i Twoich kolegów, zwłaszcza w ostatnich sparingach – z Pogonią Grodzisk (0:1), Wisłą II Płock (2:1), i Pogonią Siedlce (2:2)?
– Owszem. Przeszkadzała wprawdzie trochę wietrzna pogoda, bo w dwóch z wymienionych meczów silniejsze podmuchy mocno ograniczały nam możliwości dokładniejszych podań po ziemi, czy też górą. Piłka wręcz cofała się w niektórych momentach – z powrotem do podającego. Ale myślę, że jednak dość dobrze sobie w trudniejszych warunkach radziliśmy. Zatem w normalnych powinno być tylko lepiej.
– W rundzie jesiennej wielu Waszych przeciwników przyjmowało taktykę wybijania Was z rytmu, przeszkadzania w grze, a nie podejmowania jej. I w ostatnich spotkaniach ligowych dało się zauważyć, że minimalizujecie jakość gry na rzecz zdobywania punktów. Po meczu kontrolnym z Pogonią Grodzisk trener Smalec zwracał też uwagę, że musicie pracować nad lepszą skutecznością. Czy macie taką świadomość, że w każdym meczu powinniście skupić się bardziej na strzeleniu gola, potem kolejnych, a dopiero w dalszej kolejności myśleć o jakości gry? Tylko punkty zagwarantują Wam awans.
– Jakość gry jest tak samo ważna, jak skuteczność w wykańczaniu akcji. O tym zapomnieć nie można. Musimy jednak lepiej wykorzystywać sytuacje, które stwarzamy. To prawda. Bo bardzo często bywało jesienią tak, że je stwarzaliśmy i to w sporej liczbie, a nie zamienialiśmy ich na gole. Albo potrafiliśmy trafić tylko raz i to było za mało (tak było w Skierniewicach i w Radomiu, gdzie Polonia prowadziła po 1:0, by ostatecznie przegrać – przyp. red.). I zamiast w początkowych fragmentach meczu ustawić sobie całe spotkanie, dobić przeciwnika, mieliśmy potem nerwowe końcówki. Na własne życzenie.
– W poprzednim sezonie strzeliłeś dziewięć goli. Teraz, na półmetku, masz ich w dorobku aż siedem. Niedawno zostałeś najlepszym piłkarzem Polonii w głosowaniu fanów. Zdaniem naszej redakcji bardziej na to wyróżnienie zasłużył Michał Brudnicki. A Ty po prostu potrafisz znacznie więcej. Przede wszystkim brakowało nam jednej z najważniejszych broni z Twojego arsenału zagrań – strzałów z dystansu...
– Michał bardzo dobrze się spisywał w rundzie jesiennej i zastopował wiele akcji rywali, wybronił nam sporo punktów. Dużo pomagał, zgodzę się, bo zapobiegał sytuacjom, gdy nieźle układający się mecz mógł się wymknąć spod kontroli. Co do mnie, to zawsze można grać lepiej. Nikt nie jest w stanie zaliczyć idealnego występu. Ale ja zawsze chcę dawać z siebie sto procent. Tak jak cała nasza drużyna. Dla mnie nadal najważniejsze jest to, żeby to ona wygrywała, to ją jako całość wyróżniano. Indywidualne statystyki, moje wspomniane siedem goli czy wyróżnienia, muszą zejść na drugi plan.
– Jakie nadzieje wiążesz z postawą doświadczonych zawodników, sprowadzonych latem – Krystkiem Pieczarą i Marcinem Pieńkowskim? Pierwszy z nich jesienią często znajdował się w takiej sytuacji, że musiał raczej dogrywać piłkę, niż samemu trafiać do siatki. Sporo asystował. Z kolei „Pieniu” miał pasować trenerowi do nowego ustawienia z „wahadłowymi” pomocnikami, które dobrze zna ze Skierniewic, skąd wraz ze szkoleniowcem do nas przybył. To dobrze wyszkolony technicznie zawodnik, jednak w pierwszej rundzie stracił sporo minut gry przez kontuzję. Zima miała go odbudować. Teraz bardzo liczymy na to, że obaj pokażą pełnię swoich możliwości. Jak prezentują się teraz, z Twojej perspektywy, kapitana przyglądającego się ich postawie w sparingach i na treningach?
– Powtórzę to, co powiedziałem wcześniej. Myślę, że koledzy potwierdziliby moje słowa. Liczy się całokształt, drużyna. Czasami są sytuacje, kiedy „Pieczi”, jako napastnik, jest tak samo cenny w innej roli, w której kogoś zastępuje – choćby asystującego. Jesienią miał tych zamienianych na gole podań aż sześć, co jest bardzo dobrym wynikiem dla zawodnika na jego pozycji. Nie zawsze zdobycie bramki jest najważniejsze. Prawda, dużo się wtedy o strzelcu gola pisze, ale „Pieczi” wykonywał świetną pracę dla drużyny nawet, gdy robił coś innego niż trafianie do siatki. Tak samo „Pieniu”. Więcej pozytywnego może zrobić dla drużyny na boku, mijając przeciwników i dogrywając piłki. Jednak wszystko dalej zależy od ustawienia partnerów, którzy muszą mu się pokazać na pozycji. Ruch odbywa się na całej szerokości boiska. W ogólnym rozrachunku – drużyna jest najważniejsza.
– Zimą dołączyło do zespołu trzech nowych graczy. Jest wśród nich bramkarz, obrońca... A ja chciałbym zapytać Cię o Wojtka Fadeckiego, który ma zwiększyć możliwości ofensywne Polonii. Wiemy już, że był on obserwowany, co przyznał Piotrek Kosiorowski, od dłuższego czasu. Wiemy też, że może zastąpić na zarówno wspomnianego Marcina Pieńkowskiego – na boku boiska, jak i Patryka Paczuka – na pozycji numer „10”...
– Na pewno każda para nóg przyda się do zwiększenia rywalizacji. Jeżeli zawodnik potrafi podnieść jakość całego zespołu, a myślę, że „Fady” ma do tego predyspozycje, to działa to tylko na jej korzyść. Tego poczucia też potrzebujemy.
– Ostatnie minuty ostatniego meczu rundy jesiennej, z Wissą Szczuczyn (2:0), kończyliście z czterema młodzieżowcami na boisku. Zawsze cieszy nas idea, by Polonia była klubem regularnie wzmacnianym przez wychowanków. Tych talentów jest tu wiele i myślę, że każdy z nich będzie chciał osiągnąć w futbolu co najmniej tyle, co Ty. Na pewno jesteś dla wielu wzorem, zwłaszcza dla najmłodszych, jak Krzysiek Koton, Wiktor Niewiarowski czy Kuba Wyszkowski. Jak chciałbyś ich zmotywować?
– Większość naszych młodzieżowców nie rywalizuje ze sobą na tej samej pozycji. Walkę o miejsce w składzie toczą z bardziej doświadczonymi zawodnikami. Mają wszystko w swoich nogach. Powiem tak, możemy mieć z nich bardzo duży pożytek, a wymienieni trzej już pokazali się z dobrej strony w pierwszej części sezonu i niech to będzie dla nich zachętą do walki o grę w wyjściowym składzie. Dodałbym do tej grupy także Filipa Araka, który właśnie dołączył do drużyny. Do niego i pozostałych młodych też kierowane są te słowa.
– Pozostaje jeszcze jeden młody zawodnik, o którego warto zapytać. To Junior Radziński. Czy da się zaobserwować postępy w jego przypadku? W sparingu z Pogonią Grodzisk spalił akcję zakończoną golem, ale wreszcie trafił w przedostatniej grze kontrolnej w Siedlcach (2:2). Pamiętamy, że miał dobrą końcówkę poprzedniego sezonu (pięć goli w sześciu ostatnich występach – przyp. red.). W nowym się pogubił, przestał trafiać, przestał wychodzić na pozycję. Praktycznie nic nie wnosił do drużyny, zapisano mu tylko jedną asystę. A szansę gry od trenera Smalca dostawał często...
– Oczywiście, że jest w stanie odzyskać skuteczność z końcówki poprzedniego sezonu. Musi po prostu nabrać większej pewności siebie. Mieliśmy jesienią taki okres, kiedy wszyscy napastnicy nie strzelali zbyt często, on akurat wtedy wybiegał na murawę w podstawowej jedenastce. Ale dalej w niego wierzymy. Po prostu potrzebne mu jest przełamanie. Jeżeli zdobędzie tę jedną, dwie bramki, dostanie wiatru w żagle.
– Tak, tym bardziej, że to młody zawodnik. Starszy, w podobnej sytuacji, kiedy zwyczajnie nie idzie, będzie pamiętał o swoich mocnych stronach. Mniej doświadczony potrzebuje takiego psychologicznego zwrotu akcji, nawet w sparingu...
– Chyba każdy zawodnik, niezależnie od wieku, potrzebuje pozytywnych bodźców. Wiadomo, że ci bardziej doświadczeni mniej rozpamiętują porażki i skupiają się na tych dobrych momentach swojej gry. Ostatecznie, jeżeli wszyscy nie będziemy zbyt długo tkwić myślami przy porażkach, a postaramy skupić się przede wszystkim na tym, by powielać udane akcje i zagrania, to na wszystkich nas wpłynie to pozytywnie. W ten sposób nabierzemy pewności siebie.
– Czy z ustawieniem 3-5-2 jesteście już bardziej oswojeni niż przed startem sezonu, czy nawet już w trakcie rundy jesiennej? Czy też może z Twojego punktu widzenia w ogóle nie było problemu, by dostosować się do założeń nowej taktyki?
– Ja miałem trochę łatwiejszą sytuację, bo przy tej zmianie ustawienia moja rola, środkowego pomocnika, aż tak wielkiej zmianie nie ulegała. Aczkolwiek trenujemy również nad innymi rozwiązaniami. Musimy potrafić zaadaptować się do zmieniających się warunków także w trakcie meczu. Tak, by spróbować zaskoczyć przeciwnika. I po to, by na bieżąco zmieniać taktykę, gdy coś nie funkcjonuje i należy szybko spróbować czegoś w zamian.
– Zwykle nie dopytuję o niuanse, bo „dziennikarzem” sportowym nie jestem i wolę, jak sprzyja Wam niewiedza przeciwnika na Wasz temat (uśmiech). Ale zapytam ogólnikowo: czy pracowaliście, prócz szlifowania taktyki, także nad innymi elementami? Na przykład nietypowym rozegraniem stałego fragmentu gry lub wychodzeniem poszczególnych graczy na nie swoją pozycję, dezorientacją rywala?
– Tak. I myślę, że jesteśmy w stanie pokazać wiosną kilka ciekawych, nowych rozwiązań.
– Jeszcze ostatnie pytanie dotyczy startu rundy. Terminarz jest trudny. Zaczynacie od zaległego meczu z Unią u siebie, a w czwartej wiosennej grze pojedziecie do Nowego Dworu Mazowieckiego – na spotkanie ze Świtem. Obie te ekipy pokonały Was w pierwszej części sezonu. Czy tkwi w Was takie postanowienie: „Panowie, konieczny jest komplet punktów, już na starcie wiosny, bo to może nam ustawić jej dalszy ciąg! Zróbmy to koniecznie, choćby kosztem stylu gry!”?
– Oczywiście, że nas to mobilizuje. Tym bardziej, że mamy za co im się rewanżować. Początek rundy zawsze niesie za sobą pewną niewiadomą. Bo brak jeszcze wtedy tych spotkań wcześniejszych, które można przeanalizować pod kątem aktualnej dyspozycji rywala. Dlatego tym razem musimy bardziej patrzeć na siebie, na swoją postawę i swoje przygotowanie do gry. Zdajemy sobie sprawę, jak ważny jest początek wiosny i dalszy jej ciąg w walce o awans.
Rozmawiał Paweł Stanisławski