To była jedna z najbardziej tajemniczych porażek Polonii Warszawa w historii. 26 maja 2007 r. Polonia Warszawa, mająca za sobą fenomenalną rundę wiosenną, wciąż walcząca o awans do Ekstraklasy, przegrała już ze zdegradowaną do niższej ligi Miedzią Legnica 0:4. Walnie do tego przyczynił się niespełna 18-letni wówczas Marcin Garuch. Z okazji poniedziałkowego meczu prezentujemy rozmowę z bohaterem tamtego spotkania.
Gdyby utworzyć ranking najbardziej kompromitujących meczów Polonii, spotkanie przegrane z Miedzią w maju 2007 r. zapewne znalazłoby się w jego ścisłej czołówce. Bo jak racjonalnie wytłumaczyć, że drużyna, która wiosną kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa, dzięki czemu włączyła się do walki o awans do I ligi (wówczas tak nazywano najwyższy szczebel rozgrywkowy), nagle przegrywa 0:4 z o nic nie walczącą Miedzią Legnica, która wiosną spisywała się fatalnie?
Zawodnikiem, który "wyleczył" Polonię z marzeń o awansie, był przede wszystkim Marcin Garuch. Wówczas niespełna 18-letni zawodnik, charakterystyczny z uwagi na swój wzrost (154 cm wzrostu), w meczu z Czarnymi Koszulami zdobył dwie pierwsze bramki - były to również jego premierowe trafienia na centralnym poziomie rozgrywkowym. Dziś również jest związany z Miedzią - gra w jej trzecioligowych rezerwach oraz pracuje z młodzieżą. W zeszłym sezonie Marcin Garuch zadebiutował w Ekstraklasie. Zapraszamy do lektury rozmowy, którą przeprowadziliśmy z bohaterem meczu sprzed 16 lat.
- Jako że zbliża się mecz Polonii z Miedzią Legnica, porozmawiajmy o meczu, który odbył się 16 lat temu – wygraliście z Polonią 4:0. To był sezon 2006/2007, Ty byłeś bardzo młodym człowiekiem, niespełna 18-letnim, wchodziłeś w dorosłość, także dorosłość piłkarską. Jednocześnie Miedź wówczas była w ciężkiej sytuacji.
- Na pewno był to dla mnie przełomowy okres. Od mniej więcej roku trenowałem z pierwszą drużyną Miedzi, ciężko było się przebić do drugoligowego składu. Ale w końcówce sezonu nowy trener postawił na mnie - w meczu z Lechią Gdańsk i przede wszystkim z Polonią Warszawa, w którym wyszedłem w pierwszym składzie. Na pewno to dla mnie niezapomniany czas, bo wygraliśmy z pretendentem do awansu. W dodatku strzeliłem dwa gole, więc był to moment, gdy środowisko piłkarskie o mnie usłyszało.
- Mecz z Polonią rozegrany był 26 maja 2007 r. Wtedy byliście już zdegradowani do ówczesnej III ligi, nie wygraliście żadnego meczu w rundzie wiosennej. Jak pamiętasz tamtą atmosferę w drużynie, na stadionie, wśród kibiców?
- Nasza sytuacja była trudna. Ale zmienił się trener, dużo młodszych chłopaków dostało swoje szanse - w tym ja. Ci młodsi piłkarze chcieli pokazać się na tym drugim szczeblu z jak najlepszej strony. Więc nasz poziom motywacji na mecz z naszpikowaną gwiazdami Polonią był bardzo duży. Dla mnie dużym wydarzeniem była możliwość stanięcia naprzeciwko Markowi Citce, reprezentantowi Polski. Kibiców przyszło całkiem sporo, po meczu zapanowała wielka radość, że klub w tej sytuacji coś osiągnął.
- Polonia przez rundę wiosenną szła jak burza. Wydawało się, ze mecz z Miedzą to tylko formalność dla klubu, który wcześniej wygrywał z innymi faworytami do awansu. Były opinie, że piłkarze Polonii Was zlekceważyli. Odczułeś coś takiego?
- Nie, na boisku tego nie odczułem. Ale to jest częściowo zrozumiałe - jeśli w pierwszym meczu Polonia wygrywa u siebie z Miedzią 5:0, piłkarze są przekonani, że łatwo wygrają też na wyjeździe. Okazało się, że jednak tak nie jest.
- Jak pamiętasz przebieg meczu? Bo początek Polonia miała dobry - Martins Ekwueme spudłował w dobrej sytuacji. Ale potem role się odwróciły i te Wasze bramki to nie była kwestia przypadku, tylko wynik Waszej dobrej gry. Jeszcze przed przerwą mogliście prowadzić (mieliście poprzeczkę).
- Szczegółów już nie pamiętam, ale bramki zdobywaliśmy po wypracowanych akcjach. Rzeczywiście nie było to kwestią przypadku. Tego, że się broniliśmy i strzeliliśmy gola w efekcie odkrycia się przez Polonię. To był naprawdę dobry mecz w naszym wykonaniu, zagraliśmy na maksimum swoich możliwości na tamten czas. Z każdą kolejną akcją utwierdzaliśmy się w tym, że to jest nasz dzień, że czujemy się mocno i możemy wygrać. Cieszyliśmy się grą, była w końcu euforia, której brakowało przez cały sezon. Jak wspominałem, duże znaczenie miała zmiana trenera, który poprzestawiał drużynę, tchnął w nią wiarę.
- A pamiętasz, w jakich okolicznościach padły bramki? Strzeliłeś dwa pierwsze gole, jeden po drugim, w 55. i 58. minucie. To były chyba Twoje debiutanckie gole w rozgrywkach seniorskich?
- Debiutanckie na poziomie centralnym - bo wcześniej już strzelałem gole w rezerwach w IV lidze. Nie pamiętam już szczegółów, ale przy jednej z tych bramek dostałem płaskie podanie, wycofanie w polu karnym i z 12-13 metra uderzyłem. Wpadło. Byłem niesamowicie szczęśliwy, jakieś pierwsze marzenie się spełniło. Druga bramka była chwilę potem. Dla młodego chłopaka to jest niesamowita dawka emocji, szczęścia. Teraz każdy piłkarz może sobie odtworzyć nagranie z jego meczem - wtedy takich możliwości jeszcze nie było. A szkoda - chętnie bym to obejrzał.
- Jak się czułeś po meczu?
- Towarzyszyły mi oczywiście euforia, szczęście. Zaczęły się wywiady, co dla mnie było nowością. Nagle człowiek stał się bardziej rozpoznawalny. Ale też nakręciło to do dalszej pracy - chciałem grać następne mecze, udowodnić, że to nie był jednorazowy wyskok, że to nie był przypadek, że miejsce w składzie mi się należy.
- Przegrana Polonii to był szok - nie tylko w Warszawie. Na przykład ówczesny redaktor naczelny Faktu Grzegorz Jankowski napisał: „Nie chcę was więcej oglądać na Polonii. Idźcie kopać piłkę gdzie indziej. Nie kompromitujcie siebie na boisku Polonii. Bo nie jesteście godni tego boiska. Nie jesteście warci tego, by w Warszawie biegać za piłką. Bo samej Polonii nigdy nie skompromitujecie. (…) Nie będę zachodził w głowę, dlaczego tak zagraliście w Legnicy… Na takich jak wy prawdziwi kibice mają jedno określenie - wiecie jakie.” Pamiętamy, jaki to był czas w polskiej piłce. I po tym meczu pojawiły się różne sugestie. Czy Ty zauważyłeś coś w postawie piłkarzy Polonii nietypowego, jakieś odpuszczenie meczu?
- Nie, zdecydowanie nie. Zresztą pytano o to mnie od razu po meczu, czy Polonia nie odpuściła tego spotkania. Po prostu piłka jest takim sportem, w którym są niespodzianki. Dlatego jest pięknym sportem. A te różne insynuacje mnie zaskakiwały - my wtedy daliśmy z siebie wszystko, byliśmy lepsi, więc wygraliśmy.
- Wspominałeś w jednej z rozmów, że Polonia się Tobą zainteresowała. Mógłbyś coś więcej o tym powiedzieć?
- Było jakieś wstępne zainteresowanie po tym sezonie, wpłynęło zapytanie do klubu, ale Miedź nie chciała mnie puścić. Temat się rozmył.
- Praktycznie całą karierę byłeś związany z Miedzią, w poprzednim sezonie po wielu latach od debiutu w Miedzi zagrałeś pierwszy raz w Ekstraklasie. Wiadomo - jeszcze jesteś aktywnym zawodnikiem, teraz w Twoim wieku piłkarze jeszcze grają na wysokim poziomie. Ale jednak możesz chyba powoli podsumowywać karierę?
- Tak, nie występowałem w wielu klubach. Ale jestem zadowolony, że w każdym z nich grałem dużo. Pokazałem, że można trzymać się jednego klubu i wcale nie trzeba być obieżyświatem. Choć oczywiście czasami jakaś zmiana otoczenia jest potrzebna. Byłem w Chojnicach, wywalczyłem awans, byłem w Czarnogórze w FK Grbalj - rozegrałem 30 meczów, doszliśmy do finału Pucharu Czarnogóry. Jako piłkarz czuję się spełniony. Wiadomo - mogło to się potoczyć inaczej, mogłem osiągnąć więcej. Ale ja się cieszę z tego, ile dałem z siebie na boisku.
- A jakie momenty ze swojej dotychczasowej kariery uważasz za najważniejsze?
- Było ich trochę. Na pewno awans z Miedzią z II ligi do I, na pewno ważne gole w barażach o utrzymanie w II lidze, historyczny dla Chojniczanki awans do I ligi. Potem powrót - po grze w Bełchatowie i Czarnogórze - do rezerw Miedzi i wywalczenie miejsca w pierwszym zespole, pomoc w awansie do Ekstraklasy. I oczywiście to, że mogłem na koniec zadebiutować w Ekstraklasie - co było miłym gestem ze strony klubu. Był to symboliczny występ z racji tylu lat spędzonych w klubie. Ale nie byłoby tego, gdybym sobie na to nie zapracował.
Fot. Miedź Legnica/twitter