Autor: 
Redakcja
Data: 
8 lutego, 2023

Michał Szolc: To już nie tylko mój projekt (wywiad)

Przed derbowym meczem z Dzikami porozmawialiśmy z Michałem Szolcem - założycielem i prezesem Dzików Warszawa. W naszej rozmowie - co nieco o genezie Dzików, doświadczeniach z pierwszych lat i planach na przyszłość.

Zacznę od pytania dotyczącego początku Pana klubu. Jaka jest geneza powstania Dzików? Skąd pomysł na taki projekt, akurat w koszykówce?

– Pewnego dnia uznałem, że jest w Warszawie miejsce dla nowoczesnego i ciekawego projektu koszykarskiego. Według mnie basket jest w Polsce niedowartościowany, zbyt mało popularny i warto go rozwijać.

Jestem z tego pokolenia, które w latach 90. budziło się w środku nocy, aby oglądać Michaela Jordana i Chicago Bulls i słuchać „Hej hej, tu NBA!”. Mam duży sentyment do tych czasów. Jako dzieciak biegałem oczywiście za piłką – częściej do kosza niż do nogi – chociaż nigdy nie grałem zawodowo i nie miałem takich ambicji.

Kilka lat temu w Warszawie chodziłem na mecze trzecioligowej MKS Ochota Warszawa, w której wówczas grał mój szwagier. Zainteresowałem się tym i w pewnym momencie przejąłem drużynę.

Spytam o nazwę – dlaczego akurat Dziki? Czy to było nawiązanie do „Byków” z Chicago?

– Nie bezpośrednio. Staramy się utrzymać ten amerykański sznyt, stąd też taki kierunek w doborze nazwy. Wymyślając ją, starałem się znaleźć zwierzę, które kojarzy się z Warszawą. A to był akurat taki czas, gdzie non stop w mediach pojawiały się informacje o dzikach grasujących po mieście: czy to na Wawrze, czy to na Bielanach. To zwierzę najczęściej pojawia się w kontekście Warszawy.

Przy okazji powstania Dzików wspominano, że w projekcie uczestniczył Rafał Juć, skaut klubu NBA Denver Nuggets. Jak jego rola wyglądała na początku i teraz?

– Rafał dawno temu grał w Ochocie, właśnie z tymi chłopakami, którzy później zostali Dzikami. To byli jego kumple i przyjaciele z dzieciństwa, więc w pewnym sensie od samego początku nam kibicował. Pomógł na początku z kwestiami formalnymi. Pozostaje takim naszym dobrym duchem.

W zeszłym roku klub obchodził 5-lecie działalności, podczas którego wydarzyło się wiele rzeczy. Jak pokrótce by Pan podsumował ten okres?

– To przede wszystkim czas bardzo szybkiego rozwoju i olbrzymiej nauki. Zważywszy, jaką drogę przeszliśmy, to „tylko” 5 lat. Rozwój sportowy, ale też rozwój całej organizacji następuje bardzo szybko. Udaje nam się co roku poprawiać nasz wynik sportowy – zaczęło się od utrzymania w II lidze, później były play-offy, awans do I ligi, utrzymanie, następnie play-offy już w obecnej klasie rozgrywkowej. W obecnym, naszym szóstym sezonie nie ukrywam, że chcemy poprawić wynik – najlepiej awansować do ekstraklasy.

Na szczęście to już nie tylko mój projekt, bo osób zaangażowanych w nich jest dużo więcej zarówno od strony finansowej, ale przede wszystkim od strony emocjonalno-organizacyjnej. Początkowo właściwie sam tym zarządzałem, teraz mamy grupę pięciu-sześciu osób, które regularnie się spotykają i odpowiadają za poszczególne obszary organizacji i je rozwijają. W zasadzie osobnym projektem stała się Akademia, którą zarządza Mindaugas Kelpša z Litwy.

Jeszcze do niedawna sam wieszałem banery, dziś jest cały zespół, który się tym zajmuje i wykonuje swoją pracę.

Dziki doczekały się swojej grupy fanów, która prowadzi zorganizowany doping na meczach, jest orkiestra. Jak ta grupa się tworzyła? Skąd pomysł na orkiestrę na meczach?

– Dzikie Towarzystwo to organicznie rosnąca grupa najwierniejszych fanów watahy. Dołączyła do nich Brass Federacja, która wspiera nas muzycznie i pomaga prowadzić doping w atrakcyjny, kulturalny, a czasem bardzo zabawny sposób.

Od początku wyróżniają was nieszablonowo prowadzone social media. Jak wygląda proces wymyślania i tworzenia treści?

– To jest akurat mój konik. Ja się specjalizuję w komunikacji, więc generalnie wychodzi to ode mnie, ale to już nie jest praca jednoosobowa. Mam tu kilku ludzi, którzy współpracują, podrzucają pomysły albo je realizują. Właśnie doszła do nas nowa osoba, która pomaga przy jeszcze lepszym wykorzystaniu mediów społecznościowych. Bo to jest praca, która nigdy się nie kończy. Im więcej jakościowego contentu jesteśmy w stanie wyprodukować, tym lepiej dla fanów i organizacji. Pojawiają się czasem nowe kanały, typu TikTok, gdzie działa się inaczej. Do tego trzeba świeżych głów i rąk do pracy.

Obecnie jesteśmy w roku 2023, 6. roku istnienia Dzików. Jakie są na ten moment wasze największe wyzwania?

– Nie będzie odkrywczym, jeśli na pierwszym miejscu wymienię pozyskanie środków. To chyba towarzyszy każdemu, niezależnie od poziomu rozgrywkowego. Zapewnienie stabilnego finansowania dla klubu, przez cały sezon, to zawsze największe wyzwanie. Dodatkowo Warszawa jest specyficznym miejscem, dofinansowanie ze strony samorządu jest dość ograniczone. Rządzi się ono jasno określonymi zasadami, natomiast w porównaniu do innych miast, które mają kluby w I lidze – jak choćby Starogard Gdański, gdzie miasto wykłada milion złotych rocznie, czy Wałbrzych – to nasze wsparcie jest dużo mniejsze. Nie chcę, by zabrzmiało to jak narzekanie, taka jest po prostu rzeczywistość. To oznacza, że my musimy znaleźć pieniądze gdzie indziej, jeśli chcemy budować podobne budżety jak kluby, które walczą o awans. Wydaje mi się, że w obecnym sezonie idzie nam z tym bardzo dobrze i zbudowaliśmy kilka solidnych filarów, dzięki którym mamy bezpieczeństwo finansowe.

Dzięki temu możemy skupić się kwestiach sportowych. Dużym wyzwaniem był dla nas wprowadzony od obecnego sezonu przepis o młodzieżowcu. I do tego dochodzi sprawa rozwoju organizacji. Jeśli chcemy awansować w tym roku do ekstraklasy, wyzwań będzie tylko więcej, na co musimy być przygotowani.

Wrócę do projektu Akademii. Jak ona funkcjonuje?

– To jest relatywnie nowy twór, nawet na tle naszej organizacji. Akademia ma 3 lata. W zeszłym roku zdobyła mistrzostwo Polski do lat 13. Wielka w tym zasługa trenera Krzysztofa Szemiety, który zbudował tę grupę na Ochocie i prowadzi ją do dzisiaj, opiekuje się również grupą o 2 lata młodszą, która jest co najmniej tak samo utalentowana.

Aktualnie chłopcy z mistrzowskiego rocznika grają w rozgrywkach europejskich, mierzą się co jakiś czas z rówieśnikami z Litwy, Łotwy i paru innych krajów. Docelowo oczywiście bardzo byśmy chcieli, żeby z tej grupy wyrósł ktoś, kto zagra w zespole seniorskim. Tylko to jest proces, który oczywiście potrwa jeszcze parę lat.

Już w środę czeka nas mecz derbowy, w którym zmierzą się drużyny trochę z różnych światów – z jednej strony Dziki, które powstały niedawno, z drugiej strony Polonia, która w koszykówce ma niemal stuletnie tradycje. Jak się Pan na to zapatruje?

– Takie mecze zawsze mają dodatkowy ładunek emocji, pamiętam, jak w poprzednich latach graliśmy z ekipą z Pruszkowa, były to bardzo zacięte i ciekawe mecze. Myślę, że derby Warszawy mają jeszcze większy potencjał i na pewno czeka nas ciekawe spotkanie. Nie rozpatrywałbym tego w kategoriach „ideologicznych”, jako walkę nowoczesności z tradycją. Jest to po prostu mecz dwóch dobrych zespołów, które grają w tym samym mieście, co więcej, na tej samej hali. Dodatkowym smaczkiem będzie to, że w Polonii w poprzednim sezonie grało paru zawodników, którzy jeszcze do niedawna grali w naszych barwach [obecnie z dawnych zawodników Dzików w Polonii występują Patryk Gospodarek, Marcin Wieluński i Jan Piliszczuk – red.]

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Kamil Czarzasty

Fot. TVP3 Warszawa

Udostępnij artykuł:
chevron-down linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram