Autor: 
Redakcja
Data: 
2 października, 2022

Wojciech Tumidalski: Przyjemność odebrana normalsom

Policji się raczej nie lubi, bo ona nie jest od lubienia. Ma inne zadania: dbać o porządek i bezpieczeństwo. Ale też obowiązki, które musi wypełniać – nawet jeśli tego nie lubi.

Wiem, to trudny temat, bo kibiców i policjantów łączy, że tak powiem, szorstka przyjaźń. Wystarczająco wiele było sytuacji w historii każdego liczącego się klubu sportowego, w których mundurowi wkraczali do akcji. Czy zawsze musieli – to materiał na wielotomowe opracowanie. Można je skrócić do zdania – czasem musieli, czasem powinni byli, a nie weszli, a czasem wkroczyli, choć nie musieli. Tak było, tak jest i niestety tak będzie. Piłkarskie ligi i kluby są zobowiązane prawnie do współpracowania z policją w dziedzinie zapewnienia bezpieczeństwa rozgrywek – i nie ma w tym nic złego. O ile oczywiście zakładamy wzajemne zaufanie i lojalność w tej współpracy. Dlatego klub nie powinien pobłażać tym, którzy reputację polonijnych kibiców wystawiają na szwank.

Najważniejsza w tym wszystkim jest oczywiście ta osławiona ocena ryzyka poszczególnych spotkań. Trudno nie odnieść wrażenia, że stołeczna policja podchodzi do tego niestety dość asekurancko i niejako na wszelki wypadek większość meczów uznaje za imprezy podwyższonego ryzyka. Dla klubu oznacza to większe wydatki na zapewnienie bezpieczeństwa, ale też ograniczenia liczby sprzedawanych biletów (więc mniejszy zysk) i restrykcje dla stanowisk z alkoholem na stadionie („każdy pijak to złodziej” itp.). Kto na tym cierpi? Szukający zadymy? Oni w najmniejszym stopniu. Jeśli zechcą, na pewno znajdą. Pokrzywdzeni są normalsi, dla których mecz to świetna okazja, by się nim poemocjonować w miłym towarzystwie i z czymś smacznym do zjedzenia i wypicia (uszanowania dla polonijnej strefy gastro!). To nas pozbawiono tej przyjemności w imię odpowiedzialności zbiorowej.

Odkąd mam syna, z którym chadzamy na Polonię, wiele się zmieniło w moim postrzeganiu różnych zdarzeń okołosportowych. Józek ma 6 lat i bardzo to lubi. Podstawową perspektywą, jakiej używam do oceny sytuacji, jest teraz jego i mój komfort oraz bezpieczeństwo. I zazwyczaj tego się mogę spodziewać na trybunach naszego stadionu. Mimo to trudno zaakceptować politykę odgórnego zakazywania na wszelki wypadek. Zresztą jest ona czymś dokładnie takim samym jak zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych. Lepiej zakazać wszystkim niż pilnować nielicznych, którzy złamią zasady. Szkoda.

Wojciech Tumidalski

Autor jest dziennikarzem „Rzeczpospolitej”

Udostępnij artykuł:
chevron-down linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram