Dawno już nie było tak przerażającego (czy tylko dla mnie?) początku rundy wiosennej. Te pierwsze minuty, ta pierwsza połowa… Ponurym wzrokiem patrzyłem na apokaliptyczne ruiny stadionu w Olsztynie. „Cholera, stamtąd tak blisko do Rosji…” – jakoś mi się zaraz czemuś przypominało, choć zazwyczaj to ja akurat Olsztynowi zazdroszczę – zwłaszcza tych miejskich jezior latem… Ale teraz z telewizora wiało grozą i zimnem. Nawet w domowych kapciach i szlafroku czuło się lodowaty chłód i gwiżdżący, zimny wiatr – który, naturalnie, od początku wiał w oczy Czarnym Koszulom, no bo komóż by innemu? I oczywiście szybko do tego stracony gol – a wszystko na tle owych cyberpunkowych dekoracji…
…czyli klimat w stylu „Rozdziobią nas kruki i wrony”…
Na szczęście okazało się, że nawet w futbolowym cyber punku po pierwszej połowie nadchodzi druga – i w tej drugiej Polonia zaczęła w końcu grać w piłkę – zwłaszcza z owym wiatrem w plecy… Gol Kluski – ładny, przytomny strzał. Od razu zrobiło się cieplej na duszy.
Pewnie, człowiek wciąż sobie wylicza wszystkie te niewykorzystane sytuacje i trochę jest zły, że nie wpadło – ale zaraz potem uczciwie wspomina okazje rywali – ech, co tu się przejmować, remis w pierwszym meczu, na wyjeździe, z bezpośrednim rywalem do awansu… Spoko, bywało gorzej!
Tym bardziej, że żadna z drużyn wokół nas nie zgłosiła jakichś szczególnych aspiracji do pierwszej ligi. Ktoś tam zremisował, ktoś inny przerżnął… A tu jeszcze w pobliżu Placu Szczepaniaka słychać głosy, że trener Smalec zwykle ostro traktuje swoje ekipy w przerwach zimowych – wiadomo, żeby prawdziwa forma przyszła za jakoś tak miesiąc – więc można zakładać, iż – cytując klasyka z TVP – w tym jeszcze meczu „nogi były ciężkie – jak z waty”, ale na pewno niedługo będzie lepiej.
A tu jeszcze Zarząd (Zarząd Kosiorowski?) nie zasypia słynnych gruszek w równie słynnym popiele (nigdy do końca nie rozumiałem tego przysłowia, czemu to mają być gruszki?) i sprowadza nam światowej klasy napastnika… przy założeniu, że Rumunia to świat, naturalnie… Dobra, nie zamierzam tutaj wydziwiać, CV Tomczyka jest znakomite jak na nasz poziom rozgrywkowy, warunki fizyczne także bardzo pasują do fizyczności tej ligi. Wiek – idealny! Kto wie, dajmy mu szansę, a nuż się chłopak odrodzi?
Jednym słowem – nie jest źle!
Do tego jeszcze koszykarze pokonali na wyjeździe Kotwicę Kołobrzeg – co piłkarskiego kibica również nastraja jakoś optymistycznie (choć to w ogóle nie ma sensu – ale czy kibic musi myśleć tak do końca logicznie?). A tu jeszcze dziewczyny grają za chwilę w Final Four EWBL – jakoś tak wszystko razem do kupy ładuje mnie pozytywnie przed „prawdziwą wiosną”, która za chwilę…
No i stadion, stadion… co jakiś czas słychać, że „coś się rusza w temacie”. Ciekawe, czy faktycznie, czy też może po prostu zbliżają się kolejne wybory – i „Nowa K6” to po prostu tradycyjny kryptonim wyborczej kiełbasy? Mam nadzieję, że nasz nowy dom powstanie szybciej, niż ów tajemniczy apartamentowiec przy Saharze, co to Gazeta (nomen, omen – Wyborcza) niedawno pisała, że będzie można z niego zarzucać doping – tak blisko trybun go zbudują…
Swoją drogą gdyby tak w nim zamieszkać, to by człowiek miał naprawdę wszędzie w życiu blisko, ale może to już przesada?
Tak czy siak – pełen jestem wiosennego optymizmu. Czuję, że będzie naprawdę dobrze (choć równie dobrze może się skończyć „jak zawsze”). Żeby jeszcze ta cholerna pogoda była lepsza – ale i to się kiedyś poprawi, co nie?
Doman Nowakowski