Autor: 
Redakcja
Data: 
1 kwietnia, 2023

Doman Nowakowski: Odpalamy?

Po nieszczęsnej porażce w Pruszkowie zaczęły się pojawiać tradycyjne rozkminy w stylu „to już jest koniec, nie ma już nic”. Ja, jako dość stary już kibic, wolałem jeszcze zaczekać. Ileż to już albowiem widziałem słabo zaczętych rund, które potem kończyły się dobrze? Daleko szukać nie trzeba – ktoś pamięta, jak się rozpoczął aktualny sezon?

To ja przypomnę: zaczęliśmy od 1:2 w Siedlcach, potem uratowany punkt ze Stomilem po golu Fidzia w ostatniej minucie, następnie nieco groteskowo „uzyskany” remis we Wrocławiu, znowu wyszarpany w końcówce remis z Pruszkowem… nadzieję dała wygrana w Poznaniu, ale potem na K6 przyjechały Puławy – i kolejne dwa oczka w plecy… O ile pamiętam, to mieliśmy już coś jakieś cirka ebaut dziesięć punktów straty do lidera, a do barażowego miejscam traciliśmy bodaj trzy…

A potem nagle odlecieliśmy w stratosferę…

Dzisiaj? Cóż, po Pruszkowie dałem sobie jeszcze dwa mecze, po których i ja zamierzałem odpalić „tryb narzekający”: jak nie wygramy z Lechem i w Puławach – zaczynam narzekać! – taki był mój plan. No i z Lechem, cholera, tylko remis… Z niepokojem zatem oglądałem nasz występ w Puławach. I teraz trochę nie wiem, co ja mam o tym wszystkim myśleć. Bo w pierwszej połowie graliśmy wszak gorzej niż w Pruszkowie. W każdym razie przez te regulaminowe 45 minut. Na szczęście istnieje instytucja „doliczonego czasu gry”. Piękne podanie Kotona, bieg Tomczyka przez pół boiska, wyjście sam na sam, czerwona kartka i wolny…

No tak, pomyślałem – cała druga połowa z przewagą zawodnika – dobrze jest. Bo raczej nie wierzyłem, że z tego wolnego będzie gol. Ta piłka to, jak dla mnie, stała za blisko linii pola karnego, żeby ją tak sobie, ot, wkręcić między mur a poprzeczkę, w to miejsce, gdzie akurat nie ma bramkarza – do tego na tyle mocno, aby tenże nie zdążył z interwencją. – To trzeba mieć technikę Messiego – przeszło mi przez niewierny mój łeb. A tu proszę – jak nie technika, to spryt: podwojenie muru, przytomny pad na glebę, strzał Bajdura, 1:0 do szatni – w zasadzie mecz pozamiatany.

I teraz pytanie: czy wynik w Puławach oznacza, że myśmy już „odpalili” – tak jak jesienią? Czy jednak jeszcze trzeba poczekać?

W sobotę gramy z Hutnikiem, a to właśnie od Hutnika zaczęła się jesienna seria ośmiu zwycięstw przetykanych trzema remisami, skutkująca doszlusowaniem do czołówki. Czy teraz będzie podobnie? Ech, jakże to słuszna koncepcja jest…

Na szczęście dla nas liga zachowuje się niczym kolarski peleton, któremu na razie nigdzie się nie śpieszy. Nikt nie próbuje uciekać, jest czas, żeby popić z bidonu i dogonić czołówkę… właściwie to nawet nie trzeba specjalnie gonić – mimo wszelkich turbulencji my w tej szpicy jesteśmy, a ten „potężny Motor”, co to z kolei goni nas, też czasem się dławi, dusi i strzela gaźnikiem. W ogóle nasuwa się pytanie, czy klub, w którym trener bije prezesa jest w stanie zdobyć awans? Tego chyba jeszcze w historii futbolu nie było? Niedługo się przekonamy.

Na razie zatem nie jest źle, tym niemniej wkrótce trzeba znowu odpalić i odlecieć, a może my jednak już lecimy – tym razem start był w Puławach? Oby! Na razie dziękujemy Opatrzności (?) za Tomczyka i poprosimy Ją o Fidzia w wersji jesiennej. Czy Opatrzność mnie słyszy…?

No i już teraz cieszmy się z sukcesu naszych koszykarek: drugi raz z rzędu siódma drużyna Polski!
Gratulujemy! Żeby tak kiedyś piłkarze… Z kolei koszykarze walczą o pierwszą ósemkę w pierwszej lidze. Żeby tak piłkarze – za rok…

Ale najpierw muszą odpalić!

Doman Nowakowski

Udostępnij artykuł:
chevron-down linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram